Czy chrześcijanin może być zmęczony?

Ostatnio, w rozmowie z moim przyjacielem – któremu ten post dedykuję – na temat chrześcijańskiego życia, padły z jego ust słowa: „Nie mam już siły i ochoty by walczyć o życie chrześcijańskie”. Słowa te, mnie zastanowiły. Po pierwsze: dlaczego życie chrześcijańskie go męczy? Po drugie: czy Bóg mu nie dodaje siły? Jakby nie patrzeć, wydaję mi się, że zrozumiałem istotę problemu mojego przyjaciela.

Każdy kto wierzy w Boga stara się spełnić jego wymagania. Wymagania czyli nakazy moralne bądź ogólnie „wolę Pana”. Problem w tym, że kiedy staramy się wypełnić to czego nie jesteśmy w stanie, zamieniamy się w mitycznego Syzyfa, który przez wieczność wpychał na górę ciągle mu się staczający głaz. Syzyf to robił za karę. A czy życie w czystości jest karą Bożą? Czy Bóg chce swoje dzieci dręczyć, karząc im postępować według Jego doskonałego prawa? Oczywiście, że chce abyśmy żyli zgodnie z Jego zasadami! Nienormalna jest wizja Boga, który uwalnia jedynie od kary za grzech, natomiast od popełniania go już nie. Więc w czym problem?

Zacznijmy od pewnej historii zapisanej w ks Wyjścia. Przed nadaniem dekalogu Mojżesz rozmawiał z Bogiem na górze Synaj, po czym zszedł z niej i zwołał starszych ludu, ponieważ Bóg rozkazał mu powiedzieć Izraelitom, że chce z nimi zawrzeć przymierze. „Wtedy cały lud jednogłośnie powiedział: <<Uczynimy wszystko, co Pan nakazał>>.(…)” (Wj 19,8 BT). Czy to nie przypomina czasem naszych przysiąg składanych Bogu? Kończą się one w większości przypadków fiaskiem. Dlaczego? Otóż dlatego, że chcemy nasze chrześcijaństwo realizować w pojedynkę. Chcemy się przypodobać Bogu nie zdając sobie sprawy, że „(…)wszystkie nasze dobre czyny [są] jak skrwawiona szmata(…)” (Iz 64,5 BT). Jak grzesznik, który nie jest w stanie się sam odkupić, może chcieć się przypodobać doskonałemu Bogu swoimi marnymi „uczynkami sprawiedliwości”? Jak w ogóle może zakładać, że wypełni idealnie np. 10 przykazań skoro jest grzesznikiem. Czyli istotą mającą skłonności do czynienia zła. To było problemem Izraelitów! Oni zamiast prosić Pana by dał im siłę do wypełnienia wymagań przymierza, sami myśleli, że tę siłę mają! Jak się niedługo potem okazało, w 32 rozdziale ks Wyjścia Hebrajczycy nie mogąc się doczekać na Mojżesza, który miał im przynieść z Horebu (Synaj i Horeb to synonimy) tablice z przykazaniami, zrobili sobie złotego cielca, któremu oddawali cześć. Jest to obraz nas samych. Nie potrafimy wytrwać w postanowieniach, które są sprzeczne z naszą naturą. Bo jak grzesznik może obiecywać, że nie będzie grzeszył?! Bóg dobrze wie jaka jest nasza kondycja duchowa i moralna. I właśnie dlatego posłał Jezusa Chrystusa, który wziął na swoje barki wszelkie nasze słabości. On poniósł śmierć za wszystkie nasze występne czyny. Jak napisał Izajasz: „Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy.(…)” (Iz 53,5 BT). Wziął to wszystko również po to, by dać nam siłę do walki (zob. Hbr 4,14-16). I w tym tkwi sekret chrześcijaństwa. To nie my zwyciężyliśmy ale nasz Pan! I dlatego tylko On może nas przeprowadzić z ziemi do Nieba. Jeżeli Mu zaufamy i oddamy nasze życie (w tym i jego ciemne strony) wtedy przestaniemy czuć zmęczenie. Ponieważ będziemy mieli wspaniałego Wspomożyciela. Przestańmy się zbawiać a dajmy się zbawić! Tak jak napisał Apostoł Paweł: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to nie pochodzi od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił” (Ef 2,8-9 BT). Zbawienie jest wspaniałym darem! W nim nie tylko zawiera się oczyszczenie nas z win, ale również siła do sprawiedliwego życia.

Tak więc drogi czytelniku, czy jest sens się męczyć pracując na własne zbawienie? Czy zamiast patrzeć wciąż na siebie nie lepiej popatrzeć na Jezusa? On wciąż woła: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię.” (Mt 11,28 BT). Czy odpowiesz na to wezwanie?